Dwudniowa wizyta prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza w Iranie była kolejnym potwierdzeniem bliskości sojuszu jaki łączy oba te kraje, oraz okazją do zamanifestowania swej niezależności wobec tzw. globalnej opinii publicznej pod przywództwem USA.
Mahmud Ahmadineżad stwierdził, iż Wenezuela i Iran są częścią rewolucyjnego frontu, rozciągającego się od Ameryki Łacińskiej po Azję Wschodnią. Z kolei Chavez potępił groźby militarne wobec Islamskiej Republiki Iranu, które mają skłonić ją do porzucenia prac nad pokojowym wykorzystaniem energii atomowej. - Wiemy, że „oni” nigdy nie zdołają powściągnąć rewolucji islamskiej. Zawsze będziemy stać razem, nie tylko stawimy opór, ale także będziemy stać obok siebie jako zwycięzcy – powiedział Chavez.
Poza gestami wzajemnego braterstwa w Teheranie doszło również do podpisania nowych porozumień, mających na celu intensyfikację współpracy przemysłowej.
23 października 2010 o 01:14
Czytając takie newsy przypomina mi się trailer z filmu pt. „Alien vs. Predator”, parafrazując – Ktokolwiek wygra, my przegramy. Dziwne uczucie.
23 października 2010 o 08:10
Jacy my? Stoimy po tej samej stronie, co wspomniani politycy, a na przeciw USA!