„Ani jednego głosu na jakąkolwiek partię”
(Ernst Jünger)
Wobec zbliżających się wyborów prezydenckich, w środowiskach szeroko pojętej prawicy, roztrząsa się dylematy, czy i na kogo głosować. Niektórzy spośród wypowiadających się, argumentują za glosowaniem „na mniejsze zło” wskazując któregoś z faworytów, inni odpowiadają na to, że żaden z kandydujących nie spełnia warunków wystarczających, by go poprzeć.
Argumentacja pierwszego typu, właściwa jest różnego rodzaju organizacjom prawicy demoliberalnej, choć starającej się (w mało przekonywający sposób, dodajmy) pozować na „ideową”. Tak więc, korzystając z dość popularnych obecnie portali społecznościowych, znaleźć tam można na przykład współczesnych epigonów nurtu endeckiego, którzy dodają się do wszystkich możliwych grup poparcia dla tego z kandydatów, który sam siebie przedstawia jako kontynuatora tradycji piłsudczykowskiej. Nie jest naszym celem rekonstruowanie tu intelektualnych akrobacji, które przyprowadziły ideowych potomków Dmowskiego i Giertycha do popierania formacji, elementem programu której jest utrwalenie roli Polski jako państwa klienckiego USA, ustanowienie sojuszu z Izraelem i polityka wobec Rosji oparta na demoliberalnych uprzedzeniach i fobiach ideologicznych. W naszej opinii, mamy w tym przypadku do czynienia ze szczególnego rodzaju typem mentalności, skłaniającym do poszukiwania sobie politycznego protektora, czy to dawniej w postaci Rosji carskiej, czy następnie Związku Sowieckiego, czy obecnie Stanów Zjednoczonych. Do tego dochodzi demoliberalny w istocie rdzeń ideowy, każący formacjom tego nurtu orientować się na „nowoczesność” i „wartości zachodnie”. To wszystko niechybnie prowadzić musi do przyjęcia postawy systemowej i koncentrowania swoich wysiłków na tym, by w jak największym stopniu upodobnić się pod każdym względem do istniejącej elity politycznej, w zamian za co liczy się na możliwość dołączenia do niej. Jest to postawa dogłębnie bezideowa i koniunkturalistyczna, stąd też nie może dziwić, że jej akolici popierają dziś bez mrugnięcia okiem wszystko to, co w opinii ich poprzedników, jeszcze przed kilkunastu laty, było kwintesencją zła.
Bardziej niepokojąca jest druga z obserwowanych postaw; tym razem dotykająca głównie tą część środowiska prawicowego, w szczególności zaś współczesnego ruchu narodowego, która pozostaje na ogół bądź to zupełnie poza bieżącą grą polityczną, bądź też na jej marginesie, nie mając jednak ani dostępu do głównego jej nurtu, ani też szans na uzyskanie takowego w dającej się przewidzieć przyszłości. W kręgach tych podnosi się kwestię braku odpowiedniego kandydata, lub też – w bardziej skrajnym podejściu – braku możności wyłonienia takowego w ramach obecnego „układu”. W opinii naszej, podejście takie jest z gruntu niewłaściwe.
Problem z ustrojem demokratycznym, w którym przyszło nam funkcjonować jest bowiem odmiennej natury. Przede wszystkim, przyjmuje się w nim za punkt wyjściowy nieprawdziwą tezę, jakoby władza miała swe źródło nie tyle w transcendentnym wobec człowieka Ładzie, lecz w nim samym, to jest w człowieku. W odróżnieniu od liberalnych demokratów, cśrodowiska o których piszemy,wskazują co prawda nie na polityków demokratycznych, lecz na różne formy dyktatury, niezmienione pozostaje jednak umocowanie ich uprawnienia do rządzenia w poparciu tych, którzy powinni być co najwyżej przedmiotem oddziaływania władzy.
Sprzeciw tradycjonalisty wobec demokracji nie polega jednak wyłącznie na odrzuceniu konkretnej oligarchii politycznej lub nieefektywnej procedury wyłaniania rządzących. Tradycjonalista odrzuca samo założenie, jakoby jakkolwiek wyłoniona i choćby nawet w największym stopniu skuteczna władza, mogła być prawowitą, jeśli legitymizować się będzie czynnikiem, który powinien pozostawać wobec niej poddanym, to jest czynnikiem materialno-doczesnym. Władza dla tradycjonalisty jest elementem i zarazem spoiwem Porządku o pochodzeniu nadprzyrodzonym. Dlatego właśnie u człowieka Prawicy sprzeciw budzi nie tyle sama jakość demoliberalnej elity politycznej, ile pierwotna wobec tej jakości i warunkująca ją zasada demokratyczna. Przyjęcie owej zasady, oczywiście stwarza warunki dla degeneracji władzy, podobnie jak każda jakość doczesna, z chwilą gdy traci odniesienie do swojego wzorca idealnego, ulec musi degeneracji. Tak właśnie upadek świata współczesnego wyjaśniali tradycjonaliści integralni.
Tymczasem pojawia się pytanie, jak poradzić sobie z zadaniem przejęcia (w bliżej nieokreślonej przyszłości) władzy przez Prawicę, w sytuacji gdy odrzuca ona jedyną zrozumiałą i mieszczącą się w wyobraźni współczesnego człowieka metodę tej władzy zdobycia, to znaczy przez uzyskanie poparcia mas/ludu ? Można by wspomnieć o zamachu stanu, choć myśleniu takiemu z pewnością da się dziś zarzucić anachronizm pozostawania związanym kategoriami międzywojennymi. Można też oczywiście wskazywać na szereg innych scenariuszy, począwszy od sytuacyjnej technokratycznej kooptacji „lwów” do współczesnej złożonej z „lisów” elity politycznej, poprzez zainspirowanie przez Prawicę daleko idących przewartościowań ideowych i doktrynalnych, aż po zupełne obumarcie lub rozpad współczesnych państwowości i ich aparatury biurokratyczno-ekonomicznej, co stworzyłoby stan „próżni politycznej”. Ewentualności te pozostają mniej lub bardziej prawdopodobne, jednak w gruncie rzeczy, bynajmniej nie zrealizowanie się którejkolwiek z nich powinno być naszym głównym przedmiotem zainteresowania. W opinii piszącego te słowa, Prawica powinna brać pod uwagę każdy z wymienionych i jeszcze wiele innych, podobnych, możliwych ciągów rozwoju wypadków. Kluczowe dla jej powodzenia politycznego, nawet jeżeli nie miało by ono nastąpić już wkrótce, wydaje się jednak przede wszystkim odrzucenie demokratycznej filozofii politycznej wraz z jej teorią legitymizacji władzy.
Pierwszym krokiem do tego prowadzącym, winno być przyjęcie prawdy, iż jakakolwiek elita polityczna, która uzurpuje sobie władzę, uzasadniając to poparciem ludu, jest tej władzy niegodna. Nie znaczy to, że prawowita elita władzy nie może zostać wyłoniona w wyborach, znaczy natomiast, że startując w nich, musi robić to z otwarcie lub skrycie żywionym przekonaniem, że skorzystanie przez nią z tej procedury, nie oznacza bynajmniej czerpania swej siły z ujęcia w karby swej woli „zywiołu społecznego”, lub korzystania z delegowanych przez naród uprawnień władczych, lecz że wykorzystuje ona wewnętrzną słabość, czy też zaburzenie w mechaniźmie odtwarzania demokratycznej oligarchii, pozostając jednak zarazem grupą niedemokratyczną i o stanowisku antydemokratycznym. Ujmując to inaczej, grupa taka sięgnąć może po władzę nie „na sposób demokratyczny”, lecz co najwyżej „w ramach procedury demokratycznej”, działając przy tym wbrew duchowi i celowi tej procedury, czyli dzięki jej niedoskonałości. Przydatne dla zrozumienia tej dystynkcji okazać się może poczynione przez ekonomistę Józefa Schumpetera (1883-1950) rozróżnienie na „demokrację pojmowaną jako idea”, oraz „demokrację pojmowaną jako procedura”. Według austriackiego elitarysty, w tym drugim przypadku, za demokratycznym parawanem, rozgrywałoby się coś na podobieństwo paretowskiego „krążenia elit”.
W związku z powyższym, nasuwa nam się wniosek, że postawą zasadną i konieczną dla Prawicy wobec zbliżających się wyborów prezydenckich, powinno być nawoływanie do ich bojkotu, zaś poprzez to do bojkotowania zasady demokratycznej, by pewnego dnia wreszcie demokrację znieść, choćby nawet dzięki słabości samych jej mechanizmów wewnętrznych, mogących umożliwić wyniesienie do władzy sił niedemokratycznych. Na wybory nie powinniśmy więc iść nie dlatego, że brak nam odpowiedniego kandydata, lecz ponieważ odrzucamy demokrację jako ideologię i jako system polityczny. Dopóki nie pojawi się mający realną szansę na przejęcie rządów podmiot, którego tożsamość ideowa i program będą zawierały postulat odbudowania prawowitej władzy i prawowitego Porządku, tak więc również zniesienia demokracji, dopóty jedynym dostępnym nam sposobem podmywania tego ustroju jest bojkotowanie jego rytuałów samemu i zachęcanie do tego innych.
Ronald Lasecki
21 czerwca 2010 o 22:35
Zacne jakkolwiek nie uważam się za człowieka Prawicy. Jedynie Tradycji.
Kiedy powstał tekst?
22 czerwca 2010 o 02:29
Tekst napisałem w nocy z piątku na sobotę i jest on reakcją „na gorąco” na pewną dyskusję odbytą w piątek wieczorem.
Dla mnie Prawica (pisana majuskułą) definiuje się właśnie poprzez odniesienie do Tradycji, czyli do sacrum. Lewica takiego odniesienia nie dokonuje, przyjmując wizję na wskroś materialistyczną i anty-metafizyczną. O ile mi wiadomo, autorem takiego rozróżnienia (na „metafizyczną Prawicę” i „antymetafizyczną lewicę”) jest Józef Maria Hoene-Wroński. Z kolei prawica (z małej litery) to „prawica socjalno-ekonomiczna”, która skądinąd w dzisiejszym kontekście, z punktu widzenia metafizyki, niemal zawsze jest „lewicą” (neoliberalizm, neokonserwatyzm, konserwatyzm ewolucyjny, endecja), chociaż w wydaniu monarchicno-tradycjonalistycznym, prawica była też Prawicą.
24 czerwca 2010 o 15:27
Czy wg autora – a co za tym idzie- Falangi: źródło władzy w państwie nie jest w narodzie? To co Ty robisz na portalu nacjonalista.pl?
Proste krótkie pytanie, pomijając kwestie demokracji, która władzą narodu w praktyce nie jest. Oczywiście do konkluzji: nie głosowania, się zgadzam
24 czerwca 2010 o 20:19
Jedynym źródłem prawowitej wladzy jest Bóg. Proszę uznać to za oficjalne stanowisko Falangi.
24 czerwca 2010 o 21:56
Rozumiem, że poza tym Falanga nie ma żadnego stanowiska w kwestii ustroju państwa, a jedynie prywatnie (jak Ty po części w tekście) nie widzi państwa tylko i wyłącznie przez pryzmat organizacji narodu ?
25 czerwca 2010 o 01:38
1. Na objętym przez siebie terytorium, porządek doczesny powinien odbijać porządek boski, zaś władza czerpać swoje uprawomocnienie z kształtowania pierwszego, podlug wymogu zgodności z drugim.
2. Jako że konkretnym ośrodkom władzy przychodzi organizować kraje o odrębnych cechach geograficznych i narody o zróżnicowanej tożsamości ukształtowanej przez wpływy wspomnianego środowiska i przez bieg historii, tedy również władza powinna być odpowiednio do tych warunków zróżnicowana i nakierowana na ochronę dobra i specyfiki każdej wspólnoty narodowej. Innymi slowy: inaczej rządzi się polinezyjskim archipelagiem, inaczej arabską pustynią, jeszcze inaczej mongolskim stepem. Odmienna jest tradycja Persów, odmienna Francuzów, jeszcze inna Koreańczyków. Władza te wszystkie odrębności powinna chronić, bo narody są danym nam przez Boga depozytem historii, który mamy obowiązek zachować i rozwijać.
3. Falanga posiada własne stanowisko w kwestii ustroju: w kulturze europejsko-romańskiej, której narodowym wariantem jest tradycja polska, esencjonalna jest zasada silnej władzy państwowej (monarchicznej, faszystowskiej, dyktatorskiej, co też jest treścią doktryny ustrojowej Falangi.
Podsumowując: a) żródłem legitymizmu (prawowitości) władzy jest jej odniesienie do Boga i wpisywanie się w stworzony przez Niego porządek świata b) władza organizuje konkretny naród i kraj (lub narody i kraje w przypadku państw wielonarodowych) i jej pierwszym doczesnym zadaniem jest zabieganie o dobro tego narodu/narodów. c)w przypadku narodów europejskich i romańskich oznacza to odrzucenie zasady demokratycznej i zastąpienie jej zasadą monarchiczną, ktora konkretyzować się może w rządach jednopartyjnych, dyktatorskich lub monarchicznych.
Można cytować jako oficjalne stanowisko Falangi.
25 czerwca 2010 o 10:05
Trudno uzyskać konkretną odpowiedź na pytanie, ale cóż.
Rozumiem, że oficjalnym stanowiskiem Falangi, jest iż nie naród jest wobec państwa suwerenem, lecz odwrotnie. Nie uważasz, że trochę kłóci się to z fundamentem nacjonalizmu, a więc uznaniem narodu za najwyższą formę społeczną ?
25 czerwca 2010 o 19:25
Pytanie dotyczyło ustroju, więc do tej sprawy się odniosłem.
Naród jest najwyższego rzędu wspólnotą społeczną, ale nie jest wspólnotą polityczną – tą jest wspólnota państwowa. Wniosek stąd taki, że suwerenność polityczna przysługuje państwu, lecz naród jako wspólnota przedpolityczna podlega jej oddziaływaniu tylko w takiej mierze, w jakiej oddziaływanie to jest niesprzeczne z prawem naturalnym.
Tak więc upraszczając: państwo jest suwerenem, ale musi działać dla dobra poddanego sobie narodu (narodów).
28 czerwca 2010 o 09:58
Masło jest maślane, ale tylko trochę bo za mało tam masła.
Twoje słowa można by nazwać „inteligentnym bełkotem”, gdyby nie stawały się trochę nużące.
Państwo, które jest suwerenem wobec narodu nie jest państwem narodowym, nawet gdyby w teorii i praktyce mu służyło,a więc: gdyby PRL, III RP, III Rzesza, okazywały się państwami, dzięki którymi naród czuje się piękny, wspaniały, bogaty i moralny to nie znaczy, że państwo to jest dziełem narodu. Naród co oczywiste nie jest wspólnotą polityczną, dlatego organizuję się w państwo, która jest wyrazicielem jego woli.
Nie wiem jak konkretne zadawać pytania, by otrzymać satysfakcjonującą mnie odpowiedź, spróbuje więc tak:
Co Falanga/Bazyli sądzi o:
a)
demokracji
b) monarchii
c) ustrojowi powszechnemu
zostawmy na razie inne opcje, bo nie sądzę by coś wniosły
28 czerwca 2010 o 13:48
No, faktycznie, dyskusja robi sie trochę nużąca, bo pytasz mnie po dziesięć razy o kwestie, wyjaśnienie których możesz znaleźć w tekście i w komentarzach pod nim (i to wyłożone po kilka razy).
To co przedstawiasz (państwo jako wyraziciel „woli narodu”) jest poglądem demokratycznym, do tego zaś politologicznym nonsensem, bo nie ma czegoś takiego jak „wola narodu”. Dlatego właśnie naród nie jest wspólnotą polityczną, bo w przeciwieństwie do wspólnot politycznych, nie ma zdolności do czynności politycznych (jak mają państwo czy zrzeszenia polityczne), co z kolei jest uwarunkowane między innymi tym, że nie ma „zbiorowej woli”.
Państwo narodowe to z kolei nie jakaś projekcja nieistniejącej „woli narodu”, lecz taka forma państwowości, dla której materialnym oparciem jest tylko jeden naród historyczny. Przeciwieństwem są tu państwa subnarodowe (na przykład koreańskie) i ponadnarodowe imperia (na przykład Indie). Państwo narodowe, podobnie jak subnarodowe i ponadnarodowe, nie pochodzi jednak „z dołu”, tylko „z góry”, co przypomniałem w swoim tekście, co Ty zaś zdajesz się odrzucać.
Co do pytań szczegółówych to:
a) i b) – odpowiedziałem wcześniej
c) nie wiem, co to jest.
28 czerwca 2010 o 13:56
Aha, jeszcze jedno, bo zapomniałem; istnieje coś takiego, jak „zbiorowy duch narodu”, który wyraża się w jego poezji, podaniach ludowych, historii, a także w formie organizacji politycznej tego narodu, również w jego historii, jeśli mowimy o narodzie historycznym (mającym tradycję państwową). Ten zbiorowy duch narodowy, wcielać się może w dynastię panującą w monarchiach narodowych, lub niekiedy w genialne jednostki (wodzów, wieszczów narodowych). Aleksander Dugin pisze w tym kontekście o Aniołach-Stróżach każdego narodu. Tak więc w tym sensie, państwo narodowe może być wyrazem takiego zbiorowego ducha narodowego.
28 czerwca 2010 o 16:57
Stanowisko rozumiem, natomiast nie jestem w stanie dojść do tego co ma to wspólnego z nacjonalizmem, a więc zadaję sobie ciągle pytanie: po co tu publikujesz?
Niedawno przeczytałem Twój artykuł 2007 roku – “Prawicowa wizja UE”. To co dziś piszesz na temat państwa i narodu jest mniej więcej tak blisko stanowiska narodowego jak tamten wpis. Nawiasem mówiąc podtrzymujesz tamto stanowisko?
Dla zainteresowanych:
http://prawica.net/node/5730
28 czerwca 2010 o 18:54
„a więc zadaję sobie ciągle pytanie: po co tu publikujesz?”
Milosz wspominał wielokrotnie ze każdy ma prawo być i publikować na tej stronie swoje teksty a jeżeli ktoś się nie zgadza z ich treścią / myślą to do tego służy właśnie polemika. Nie twórzmy kolka wzajemnej adoracji bo się zrobi super nudno. Po drugie, Falanga nie jest organizacją stricte narodowo-radykalną (zapewne o to Ci chodzi), lecz frontem antydemokratycznym. W naszych szeregach znajdują miejsce m.in. monarchiści, NRzy, faszyści (nie mówimy o neonazistach). Żeby się nie posypała lawina napinkowych komentarzy; monarchiści jak i faszyści byli częścią przedwojennego ruchu narodowego. Nie wszyscy ludzie w przedwojennych organizacjach NR byli NRami. Co do różnych tekstów, każdy ewoluuje (jedni mniej inni więcej) światopoglądowo tak wiec nie widzę sensu wyciągania jakiś tekstów sprzed 3 i więcej lat bo to śmieszne.
28 czerwca 2010 o 21:43
Pffff…Panie BBiernat, zdecyduj się Pan, o co Ci wreszcie chodzi ? Pytasz o filozofię polityczną Falangi ? – jest w tekście i w komentarzach. O doktrynę ustrojową ? – jest w komentarzach. O pogodzenie nacjonalizmu z przypisaniem suwerenności państwu, nie zaś ludowi/narodowi ? – odpowiedź również w komentarzach.
Komentarze pod takimi tekstami mają służyć wyjaśnieniu niejasności wokół samego tekstu, stąd też odpowiadałem do tej pory cierpliwie na wszystkie Twoje pytania, ale jeżeli chcesz mnie wciągnąć w jakieś „spyty” na temat moich prywatnych poglądów, to odpowiem Ci, że nie jest to odpowiednie miejsce. Bywam czasem w Krakowie i udzielam się na różnych forach, więc nic straconego – tutaj jednak nie będę zaczynał z Tobą tasiemcowej dyskusji na 200 postów, z której i tak nic nie wyniknie, chociaż gdybym się uparł, to na podstawie dającego się wyczytać z Twoich wpisów rozumienia państwowości, mógłbym choćby powołując się na ustalenia przedstawione tutaj: http://www.legitymizm.org/systematyka-nacjonalizmu wykazać Ci, że „tru-narowdowcem” jestem właśnie ja, nie zaś Ty Mógłbym, ale po co zanudzać Czytelnikow i Administrację tego szacownego portalu ? Podsyłam tu czasem swoje teksty (a w zasadzie relacje Falangi) i dopóki Redakcja je publikuje, to będę je podsyłał dalej.
Co zaś do „perspektywy europejskiej”, to jesteś chyba średnio dobrze poinformowany, bo chociażby cały w zasadzie francuski ruch nr skupiony wokół Christiana Boucheta, czyli kolejno: Organisation Lutte du Peuple (1972), Groupes Nationalistes-Révolutionnaires de base (1976-1978), Mouvement Nationaliste Révolutionnaire (1978-1985), Troisième Voie (1985-1991), Nouvelle Résistance (1991-1996), Union des cercles résistance (1996-1998), Unité Radicale (1998-2002), Réseau radical (2002-2006), Les nôtres (od. r. 2006), ma dosyć podobną geopolityczną orientację do tej opisanej w tak wybatożonym przez Ciebie tekście z 2007 r. Więcej będziesz sobie mógł przeczytać w mojej broszurce, która wyjdzie pewnie jakoś na jesieni w Instytucie Geopolityki, a w streszczonej formie może ukaże się też w jakimś kwartalniku. Zresztą sięgnij do wywiadu z hiszpańskim NR Llopartem, który krąży gdzieś po sieci w polskiej wersji, to znajdziesz tam też takie odniesienia.
No więc wniosek taki stąd, że Twoje rozumienie ani narodowego radykalizmu, ani tym bardziej nacjonalizmu, nie jest jedynym dopuszczalnym, choć jako takie jest też oczywiście do przyjęcia jako jedno z wielu. Tylko, ze ja się z nim nie zgadzam i go po prostu nie podzielam.
Z mojej strony wybacz, ale EOT, bo nie chce mi się tutaj odbijać piłeczki przez kolejne pół roku, chyba że masz jakieś naprawdę rzeczowe pytania, odnoszące się bezpośrednio do tekstu lub do Falangi, nie zaś do mojej osoby.
29 czerwca 2010 o 09:42
No proszę FalangaNY, potrafi w prosty, jasny sposób odpowiedzieć na męczące mnie pytania. Jest teraz jasne: jesteście „frontem” antydemokratycznym i ok.
Pfff Bazyli: rozumiem, że zdenerwowało Cie przypomnienie tamtego artykułu, który próbujesz obrócić teraz w jedno z rozumowań NR , ale wytłumaczenie dlaczego prawicowa koncepcja paneuropeizmu jest daleko od wszelkiej formy nacjonalizmu jest poniżej mojej godności. Przykro mi Bazyli, ale nie udowodnisz mi nic poza tym, że osoby o takich poglądach powinny być jak najdalej od nas.
18 kwietnia 2020 o 14:42
Z czytania waszych komentarzy widzę, że wasza polemika to takie sranie w banię pitu pitu. Po jednej stronie – pierdolamento, że nacjonalista musi popierać suwerenność narodu i rządy powszechne, po drugiej stronie widzę paplaninę, że tradycjonalista musi popierać tylko jedynowładztwo i rządy „z góry”, bo inaczej nie ma Tradycji. Generalnie waszą dyskusję można uznać za jałowy spór o nic w zasadzie. Tak jakby nie dało się połączyć jednego z drugim – tak jakby się nie dało stworzyć państwa organicznego o konbinacji egalitaryzmu i elitaryzmu, z płynną hierarchią, silnymi kompetencjami samorządów ludowych, lokalnych na wzór szwajcarski i jednocześnie z silną władzą u góry, selektywną, którą można uznać za legitymistyczną, coś w stylu zmilitaryzowanego zakonu SS (lub czegoś w stylu Zakonu Krzyżackiego) będącego elitą państwa i narodu. Tak jakby ludowości nie można byłoby połączyć z istnieniem hierarchicznej elity uwzględniającej element militarny, intelektualny, duchowy (kler, monastycyzm, generalnie element religijny), który mógłby być kontrolowany (przed zwyrodnieniem i skorumpowaniem) przez ustrój korporacyjny, syndykalny w stylu parlamentu zawodów, regionów i grup społecznych. Jedno z drugim się nie musi wykluczać. Opcja, którą przedstawiłem jest najbardziej nacjonalistyczna i tradycjonalistyczna, bo uwzględnia zarówno suwerenność narodu, jak i legitymizm, pokazuje, że nie da się prosto powiedzieć, że państwo powstaje z góry, niezależnie od narodu (czy wręcz państwo tworzy naród), ani że naród tworzy państwo, ale pokazałem, że tworzenie się państwa i narodu jest procesem ciągłym, stopniowym polegającym na wzajemnym tworzeniu się wspólnoty państwowej i narodowej (występują zazębiające się zależności), zarówno „z góry”, jak i „z dołu”.
18 kwietnia 2020 o 14:48
A no i kolejne kuriozum – paneuropeizm rzekomo jest „sprzeczny” z nacjonalizmem. Tak jakby nie można byłoby przyjąć organicznej i wielopoziomowej tożsamości, którą można byłoby przedstawić następująco:
jednostka -> rodzina -> ród -> plemię/wspólnota lokalna/regionalna/etnograficzna -> wspólnota narodowa/etniczna -> wspólnota cywilizacyjna/kontynentalna/rasowa/kulturowa (czyli w naszym przypadku europejska)
Można to przenieść w sferę polityki? Można. Można przyjąć powyższe głębokie rozumienie tożsamości zamiast płytkiego rozumienia tożsamości? Można. Dobranoc.
18 kwietnia 2020 o 14:54
Nie żebym ganił autorów powyższych komentów. Być może takie jałowe spory wynikają z wczesnej formacji ideologicznej i np obecnie (10 lat później) autorzy mają szersze horyzonty. Nie chodzi też o to, że ja się z Wami nie zgadzam, bo zgadzam się z Wami wszystkimi. Po prostu nie ma sensu kłócić się o takie bzdury, gdy w istotnych sprawach (no może w większości) wszyscy mają takie samo zdanie. Tym bardziej nie ma sensu się kłócić o to, bo jedno drugiemu nie musi zaprzeczać. Popieram połączenie obu Waszych stanowisk.
29 czerwca 2010 o 21:44
@FalangaNY
Nie do końca o to mi chodziło, różne poglądy możemy prezentować na blogu, bo nie wiąże one portalu w jakimś większym stopniu z poglądami tam wyrażanymi. Natomiast jeżeli chodzi o artykuły to staramy się jednak wybierać takie, które wpasowują się w światopogląd NR.
30 czerwca 2010 o 02:09
Wiem o co Ci chodziło i się z tym zgadzam. „Natomiast jeżeli chodzi o artykuły to staramy się jednak wybierać takie, które wpasowują się w światopogląd NR.” – Rzecz oczywista, wszak to portal narodowo-radykalny ;). Pozdrawiam.
29 czerwca 2010 o 23:02
„Po drugie, Falanga nie jest organizacją stricte narodowo-radykalną”
Dlaczego więc używa symbolu falangi?
A drugie pytanie… Kto będzie następnym królem? Janusz Korwin-Mikke, bo ma inicjały identyczne z tytułem Jego Królewska Mość?
30 czerwca 2010 o 01:35
Króla nie ma i nie będzie. A tym bardziej na zasadach myślowych OMP bo to defacto k*rwinizm tylko z podkreśleniem monarchi.
30 czerwca 2010 o 02:14
„Dlaczego więc używa symbolu falangi?”
Jak już wspomniałem wyżej, przed wojna w organizacjach NR roiło się od nie-NRow, im tez zabroniłbyś używania symbolu Falangi?! Falanga jest symbolem polskiego ruchu narodowego. Falanga jest frontem antydemokratycznym skupiającym różne siły przeciwstawiające się systemowi demoliberalnemu. NIE wszyscy członkowie Falangi są monarchistami, proszę sobie to uświadomić raz na zawsze. Duzo (nawet większość ze zaryzykuje takie stwierdzenie) członków Falangi jest NRami. Proszę nie myśleć ze Falanga jest organizacja monarchistyczna bo nie jest.
1 lipca 2010 o 18:37
Każdy głos zmarnowany przez bojkot oznacza głos na neoliberałów. Aż dziw bierze, ze na portalu prawicowym odnajduję hasła żywcem wzięte z literatury anarchistycznej, a przynjmniej sprowadzające się do tego samego meritum…
1 lipca 2010 o 18:58
Duże niedopatrzenie z twej strony – portal Nacjonalista.pl, jest portalem tercerystycznym, nie zaś prawicowym.
1 lipca 2010 o 19:31
Sigurd
wybacz, ale nie zgadzam się, że terceryzm nie jest nurtem prawicowym. Wyjscie poza część idei tradycyjnych dla danego ruchu nie oznacza automatycznego stworzenia nowej ideologii. Pozostałe świadczą same za siebie.
1 lipca 2010 o 19:51
W porządku, to możesz się nie zgadzać. Tyle, że nic to nie zmienia. Durnowaty moim zdaniem podział na lewicę i prawicę jest najbardziej zgubny dla umysłu człowieka. Do czego dąży prawica? Do zachowawczości? Do czego dąży lewica? Do zburzenia porządku. Czyli ironicznie – prawica zachowa wszystko, nawet największą niesprawiedliwość. A lewica zburzy wszystko, nawet to co najpiękniejsze i najszlachetniejsze w systemie. Powiedz mi, dlaczego nie istnieje ani jedna partia czysto prawicowa ani czysto lewicowa?
Terceryzm nie jest „ideologią nową”, tylko raczej powrotem do założeń, które istniały zanim rewolucjoniści francuscy podzielili się na tych po prawej, po lewej stronie od tronu i tych w centrum.
18 kwietnia 2020 o 15:07
Oczywiście, że ten podział prawica vs lewica nie ma żadnego sensu, bo nie da się terceryzmu uplasować w nim. Terceryzm jest zarówno prawicowy w znaczeniu metafizycznym, jako tradycjonalistyczny, postulujący to, co „prawe”, jak i jest lewicowy w znaczeniu bardziej „przyziemnym”. Prawdziwą lewicę, pierwotną lewicę zawsze interesowały głównie kwestie socjalne, społeczne, kwestia kulturowa zyskała zainteresowanie dopiero po rewolucji bolszewickiej. Z tej perspektywy terceryzm jest zarówno prawdziwą prawicą (bo popiera tradycyjny porządek, organiczną wspólnotę, kręgosłup moralny narodu i duchowość), jak i prawdziwą lewicą, bo społecznie jest rewolucyjny (sprawiedliwość społeczna, godne życie itd – i tu nie chodzi o konflikt modeli ekonomicznych kapitalizm vs socjalizm, bo to kwestia techniczna, a nie istota). Terceryzm jest też prawdziwym centrum, bo zachowując przejrzystość ideową potrafi poprzeć w walce z obecnym globalnym systemem różne ruchy wykraczające poza ten tradycyjny podział polityczny – czy to będą NS, czy prawicowi kontrrewolucjoniści i tradycjonaliści, czy też radykalna lewica w stylu boliwarian. A to, co nazywamy „prawicą”, „lewicą” i „centrum” to są autentycznie ‚lewe’ ruchy polityczne chcące utrzymania obecnego pędu ludzkości ku dekadencji, degeneracji, dysgeniki, wykorzenienia i degradacji ducha. Nieważne, czy to będzie prawicowy PiS, lewicowy Biedroń, centrowy PSL, liberalna PO, „skrajni prawicowcy” w stylu popłuczonych ugrupowań typu EDL, Sverigedemoraterna, czy u nas Korwin. Od tego szamba trzeba się trzymać z daleka.