Grecja od kilkunastu miesięcy pogrążona jest w głębokim kryzysie, ostatnio kłopoty przybrały na sile w takiej skali, że kraj zagrożony jest totalnym bankructwem. W maju skarb państwa musi wykupić obligacje za około 8,5 mld euro a środków w budżecie brak. Trwa gorączkowe szukanie winnych i proszenie o pomoc. Wsparcie zadeklarowała Unia Europejska oraz osławiony Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Oczywiście, finansowanie zostanie odblokowane po spełnieniu przez Greków określonych warunków wskazanych przez „niezależnych” ekspertów.
Szukając przyczyn kłopotów Grecji nie sposób nie cofnąć się o kilka lat. To w 2002 roku niektóre państwa zachodniej Europy w tym Grecja, wymieniły swoje narodowe waluty na Euro. Ktoś może zapytać co wydarzenie to ma wspólnego z obecną sytuacją. Ma bardzo dużo, wystarczy przeanalizować formę gospodarki greckiej przed i po tej dacie. Grecja od dziesięcioleci czerpie ogromne dochody z turystyki, jeszcze kilka lat temu była stawiana dla Polski jako cel do osiągnięcia (chodzi o poziom życia i dobrobyt). Kraj rozwijał się szybko, ludzie żyli dostatnie, organizowano wielkie imprezy jak igrzyska olimpijskie itp. Jednak po 2002 roku coś załamało się. Nagle okazało się, że są kłopoty z wykupem wcześniej wyemitowanych obligacji, często odbywały się masowe strajki zazwyczaj inspirowane przez socjalistów. Czy w ciągu kilku lat klimat w Grecji się zmienił? Czy ludzie przestali przyjeżdżać tam na wakacje? Czy Grecy stali się bardziej rozrzutni a politycy zaczęli więcej pożyczać? Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu państwo straciło jakikolwiek wpływ na walutę, musiało sztucznie dostosowywać gospodarkę do wymogów pisanych w Brukseli i Frankfurcie.
Grecy początkowo chcieli poradzić sobie z kryzysem sami, wiedzieli jakie konsekwencje wiążą się z podjęciem współpracy z MFW. My możemy coś o tym powiedzieć/napisać, trudno nie dostrzegać nawet dzisiaj skutków tzw. planu Balcerowicza, który został narzucony Polsce właśnie przez fundusz. Niestety, szybko okazało się, że Grecja jest na straconej pozycji. Wszelkie instytucje ratingowe zaczęły masowo obniżać wskaźniki dla tego kraju, pojawiły się kłopoty z pokryciem nawet bieżących zobowiązań. Giełda notowała spadki, długi piętrzyły się, rząd nie miał narzędzi aby zareagować. W ostatnich tygodniach poddał się i wprost zwracał się o wielomiliardowe poręczenia. Spotkało się to ze zrozumieniem, dołująca grecka gospodarka ciągnęła za sobą całą strefę euro, wiadomo było, że europejski bank prędzej czy później będzie musiał działać. Jednak pojawiły się również głosy sprzeciwu, szczególnie Niemcy nie wyrażały zgody na udzielenie pomocy Grekom bez dodatkowych warunków.
Postawa Niemców ma oczywiście drugie dno. Kanclerz Angela Merkel obawiała się, że kilkadziesiąt miliardów danych Grekom może spowodować spadek jej popularności w kraju. W Niemczech odbywają się właśnie wybory regionalne i starano się wszelkie kontrowersyjne decyzje odwlec w czasie. Grecja upadała, Merkel upierała się, dzisiaj nastąpił chyba kres tego zamieszania. Rząd grecki oficjalnie poinformował, że jutro zwróci się o pomoc w wysokości przeszło 45 mld euro. Z tej sumy 30 mld będzie pochodzić od krajów zrzeszonych w strefie euro, pozostała część zostanie przekazana przez MFW. Pomoc będzie miała formę nisko oprocentowanej pożyczki z długoletnim okresem spłaty. Zostanie ona obwarowana pewnymi warunkami, głównie koniecznością reform i cięć budżetowych.
Pewne było, że upór Niemców jest tylko pozorny, przecież to głównie oni są beneficjentem wspólnej waluty. Za wszelką cenę będą starali się ją utrzymać a strefę euro nawet poszerzać. Trudna sytuacja Grecji zostanie zapewne wykorzystana do jeszcze większego uzależnienia tego kraju od międzynarodowego kapitału, gospodarka będzie służyła jako maszynka do robienia pieniędzy przez różnej maści spekulantów. Już słychać głosy oraz prognozy, że kolejne państwa zagrożone bankructwem to Hiszpania, Portugalia oraz Irlandia. W ich przypadku plan ratunkowy MFW także będzie „pomocny”.
Oczywiście, niewielu analityków wiąże kłopoty gospodarki greckiej ze wspólną europejską walutą, jest to skutecznie wyciszane w mediach. Jednak dla nas jest to dodatkowy argument aby walczyć o zachowanie narodowego pieniądza tak długo jak się da. Miejmy nadzieję (osobiście jej nie mam), że nasi decydenci również zauważą to niebezpieczeństwo i nie będą ślepo dążyć do jak najszybszego przyjęcia Euro.
24 kwietnia 2010 o 11:42
„Po prostu państwo straciło jakikolwiek wpływ na walutę, musiało sztucznie dostosowywać gospodarkę do wymogów pisanych w Brukseli i Frankfurcie.”
-
Każdy wpływ państwa (Banku Centralnego) jest sztucznym dostosowaniem gospodarki, więc nie rozumiem jak leczyć sztuczne działanie dostosowania gospodarki do obcej waluty innym sztucznym działaniem Banku Centralnego. Przecież to właśnie Banki Centralne są odpowiedzialne za cykle koniunkturalne prowadzące do depresji. To znaczy; depresja jest naturalnym następstwem ingerencji z zewnątrz: jeśli np. w wyniku zaniżania stóp procentowych przedsiębiorcy zaczną przeinwestowywać swoje inwestycje (co jest nieuchronne, bo Bank, zaniżając stopy, usuwa naturalną „granicę” dla inwestorów informującą o preferencjach konsumentów), to gospodarka musi naprawić ten błąd. I naprawia: pojawia się depresja, która niszczy to, czego nie powinno być. A potem obwinia się za masowe bankructwa, bezrobocie itd. nie mający z tym nic wspólnego kapitalizm…
24 kwietnia 2010 o 12:34
Każdy narodowy bank ma przecież narzędzia, które mogą dawać różne impulsy gospodarce. Patrząc nawet na Polskę, NBP ma możliwość podnoszenia lub obniżania stóp procentowych, interwencji na rynku walutowym itp. Czasami wystarczy tylko wypowiedź prezesa banku. W strefie euro za wszystko odpowiada Frankfurt, ciężko oczekiwać aby te same decyzje były dobre dla gospodarki niemieckiej i greckiej.
W przypadku kłopotów Grecji rozwiązanie mogłoby być jedno. Umocnienie narodowej waluty względem walut w których musi wykupywać obligacje i już kilka miliardów państwo jest do przodu. Silna waluta to zazwyczaj dobra kondycja gospodarcza, więc pożyczanie jest względnie tańsze. Mniejszy dług, tańszy do spłacenia, podobnie mamy teraz u nas i pomimo ogromnego zadłużenia jeszcze jakoś ciągniemy.
Oczywiście, jest to niedobre zjawisko, jednak nie rozpatrujemy tutaj strategii gospodarczych tylko konkretną sytuację Grecji. W Grecji nie ma recesji gospodarczej, jest problem z bieżącą płynnością finansową państwa. Dopiero z niej wynikają inne sprawy.
25 kwietnia 2010 o 00:04
Zdaję sobie sprawę, że przyjęcie waluty euro i uzależnienie się walutowo od Frankfurtu wpływa negatywnie na gospodarkę – właśnie dlatego jestem przeciwnikiem euro. Jednak fakt niekorzystnego wpływu euro nie jest powodem, by poszczególne państwa uruchamiały swoje Banki Centralne i same sobie kształtowały politykę walutową – bo prędzej czy później i tak się to źle na nich odbije (vide przykład ze stopami procentowymi). Zresztą, tak, państwo ma narzędzia dające gospodarce impulsy, ale są raczej iluzoryczne. Na przykład stymulowanie popytu w rzeczywistości nie jest stymulowaniem popytu, bo państwa najpierw i tak tłamsi popyt (w postaci podatków) albo się zapożycza.