Zastanawiające, jak bardzo rozpowszechniła się opinia, iż na światopogląd prawicowy składa się konserwatyzm w sferze moralności oraz liberalizm w sferze gospodarki. Zupełnie jakby te skrajności można było pogodzić. Spotkałam się nawet z absurdalnym stwierdzeniem, iż prawdziwy liberalizm to ten konserwatywny! A wszystko, co antyliberalne, otrzymuje zaraz etykietkę: “lewicowe”.
Oczywiście, istniała i istnieje lewicowa krytyka liberalizmu, ale z początku musiała być ona z konieczności krytyką wewnętrzną. Liberalizm jest bowiem najstarszą formą socjalizmu. Nie to jednak będzie przedmiotem moich rozważań i dlatego wszystkich oburzonych liberałów odsyłam do tekstu na stronie http://www.cywilizacja.ien.pl/?id=21 . Tutaj skoncentruję się wyłącznie na liberalizmie gospodarczym.
Jak podaje Encyklopedia Białych Plam, “Leseferyzm, liberalizm gospodarczy (franc. laissez faire – pozwólcie działać) – model życia gosp., w którym decydujące znaczenie dla wzrostu ogólnego dobrobytu materialnego przypisuje się wyłącznie wolnej inicjatywie jednostek”(1). Przyjrzyjmy się zatem podstawowym tezom gospodarczego liberalizmu, sformułowanym przez Adama Smitha w książce “Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów”(2).
1. Ograniczenie działalności państwa do wybranych dziedzin. To właściwie podstawa leseferyzmu. Smith zapomniał chyba jednak, czym jest państwo i czemu ma służyć. Otóż państwo to wspólnota powstała dla osiągnięcia wspólnego dobra. Rozbawionym w tym momencie liberałom wyjaśniam, iż wspólnota to nie to samo, co komuna, a wspólne dobro nie ma nic wspólnego z żadnym socjalizmem. Wspólne dobro to takie, które “jest rzeczywistym celem każdego człowieka i zarazem całej społeczności”. Nie będzie zatem celem ani ład społeczny, ani sprawnie działająca gospodarka – wszystko to ma jedynie służyć człowiekowi, jego rozwojowi osobowemu – intelektualnemu, moralnemu, twórczemu i religijnemu. “Kolektywizm – jak wyjaśnia Paweł Skrzydlewski w artykule “Rola filozofii w życiu społecznym” w swej istocie nie dostrzega realnego człowieka, nie ceni jego dobra, bo realny człowiek to tylko przejaw kolektywizmu albo jego wytwór, najczęściej nieudany.”(3). Prawo stanowione ma natomiast wspierać i chronić dobro wspólne (dobro osoby ludzkiej). Dlatego nie można ograniczać zadań państwa! Oczywiście nadmierny interwencjonizm wcale nie jest wskazany, ale o tym później.
Do jakich dziedzin zatem chcą liberałowie ograniczyć działalność państwa? Otóż są to:
a) Sprawiedliwość – czyli policja i sądy. Nawet liberałowie nie wyobrażają sobie prywatnej policji.
b) Obrona kraju – wojsko. To również oczywiste.
c) Organizowanie robót publicznych. Czy współcześni liberałowie pamiętają o tym?
d) Więziennictwo.
e) Ustanawianie stopy procentowej.
f) Państwowy zarząd poczty.
g) Wprowadzenie obowiązkowego nauczania. Nawet Smith uważał, że szkolnictwo państwowe powinno istnieć, ze względu na tych najbiedniejszych, których nie stać na naukę prywatną. Teraz liberałowie głoszą co innego. O ile jednak państwo nie ma obowiązku zapewnić każdemu obywatelowi dobrobytu, nie powinno blokować dostępu do edukacji (oraz służby zdrowia).
h) Egzaminy państwowe dla wszystkich zawodów. Po ukończeniu państwowych studiów też? Tu chyba lekko przesadzili…
i) Tworzenie warunków dla zdrowej konkurencji – zwalczanie monopoli. A więc jednak interwencja w gospodarkę… Szkoda, że tylko taka.
j) Opowiadanie się państwa po stronie robotników w ich sporach z pracodawcami. Ten punkt jest już całkiem przemilczany. Przecież liberałowie domagają się, by dla dobra gospodarki przedsiębiorca miał pod sobą pojedynczych pracowników, których nikt nie wspiera i których można w każdej chwili zwolnić. Chcieliby człowieka rzucić na głęboką wodę, żeby sprawdzić, czy wypłynie. A jeśli nie? To jego problem? Nie uważam, że należy chronić leni i obiboków. Ale nie można zapominać, że jesteśmy ludźmi, a nie zwierzętami. To zwierzęta eliminują ze swojego grona słabsze jednostki. Ale dzisiaj chyba tylko obrońców zwierząt nikt nie nazywa populistami.
2. To interes osobisty jednostki jest najważniejszy. Smith jeszcze odżegnywał się od egoizmu. Wg niego interes osobisty to “wysiłek naturalny każdego człowieka, zmierzający ku poprawie (jego) warunków bytu.” Co prawda “zasady zwykłej roztropności nie zawsze kierują postępowaniem każdej jednostki”, ale “wpływają one na postępowanie większości ludzi z każdej klasy lub każdego stanu”(4). A jeśli większość nie kieruje się roztropnością? Albo jeśli roztropność właśnie każe postawić na pierwszym miejscu co innego niż interes osobisty?
3. Wolny handel ożywia gospodarkę. Ciekawe, że “tezę tę głosili liberałowie angielscy, gdy Anglia była u szczytu potęgi gosp. i chciała zbywać swoje towary w krajach biednych”(5). I że to właśnie bogaci, a nie biedni, żądają wolnego handlu.
Zastanówmy się zatem, na czym może on polegać. Zapewne chodzi o to, aby móc sprzedawać wszystko, co tylko znajdzie nabywcę, i wszędzie, bez ograniczeń. Czy w takim razie zakaz handlu jakimiś towarami będzie zgodny z zasadami wolnego handlu? Raczej nie. Można się zatem domyślać, skąd w Polsce (i nie tylko, ale u nas stosunkowo od niedawna) taki zalew najobrzydliwszej pornografii, którą się wystawia teraz oficjalnie, bez skrępowania, w kioskach czy tzw. salonikach prasowych. Przecież to towar, jak każdy inny! A jak go dobrze wyeksponować, to więcej ludzi kupi… Oczywiście wszystko, co można sprzedawać, można też reklamować. Stąd wszechobecne reklamy piwa, do niedawna jeszcze “bezalkoholowego”, a teraz już każdego. Piwo stało się modne, zwłaszcza wśród młodzieży, która jest najbardziej podatna na nałogi.
Widzimy zatem, że nie wszystko wolno sprzedawać. A czy można sprzedawać każdemu i wszędzie? Np. polską ziemię Niemcowi albo polski zakład Holendrowi? Liberał powie: oczywiście, może kupić każdy, kto da więcej. A powie tak, bo nie liczy się dla niego kryterium narodowe, a jedynie kryterium użyteczności, zysku, które w tym przypadku powinno być zupełnie drugorzędne. Powiem więcej – liberał, choć często nazywa się patriotą, nie ma pojęcia, co to jest interes narodowy! Dla niego to całkowita abstrakcja! W przeciwieństwie zapewne do interesu światowej finansjery…
4. Życiem gospodarczym kieruje “niewidzialna ręka”. Oczywiście powoduje to zadowolenie jednych, niezadowolenie innych. Ale czy naprawdę chodzi tylko o “zadowolenie”? Pomińmy na razie fakt, iż ta “ręka”, chociaż “niewidzialna”, w rzeczywistości jest bardzo konkretna. Liberałom chodzi o to, że życiem gospodarczym kieruje, czy powinien kierować, nie rozum ludzki, a jakiś mechanizm rynkowy. Nieważne, że człowiek staje się wtedy przedmiotem a nie podmiotem. Wolny rynek ma być panaceum na wszystkie problemy. Tylko czy można się dziwić “niezadowolonemu” człowiekowi, który traci pracę (dla “dobra gospodarki” oczywiście), a co za tym idzie środki do życia, może i mieszkanie. Populizm? Socjalizm? Tak by powiedział liberał, który nie widzi niczego, poza opozycją liberalizm-socjalizm; “pragmatyzm w działaniu dla rozwoju gospodarki” – pomoc socjalna dla najuboższych. Ale do tej kwestii powrócę w punkcie szóstym.
5. Podstawą życia gospodarczego powinna być własność prywatna. Z tym częściowo można by się zgodzić. Własność prywatną należy wzmocnić i upowszechnić. Ale dlaczego w imię jakiejś ideologii, bo inaczej tego nazwać nie można, zwalczać istnienie przedsiębiorstw państwowych (tzw. etatyzm), nawet tych, które przynoszą zyski! Nie można sprzedawać wszystkiego i każdemu! Są takie branże, które powinny pozostać pod kontrolą państwa (nie tylko poczta oraz roboty publiczne) i przekazanie ich w obce ręce byłoby zdradą narodową! Już obserwujemy przypadki, kiedy obcy przedsiębiorca kupował polski zakład, po czym go zamykał, zwalniał ludzi, wywoził maszyny i cieszył się, bo wyeliminował konkurencję. Z drugiej strony – kto powiedział, że prywatny przedsiębiorca zawsze będzie lepiej gospodarował od państwowego zarządcy? Jeśli jest uczciwym i odpowiedzialnym człowiekiem (są jeszcze tacy!) to tak samo zadba o własną firmę, jak i o państwową. A jeśli nieodpowiedzialny i do tego leniwy – doprowadzi do ruiny i jedną i drugą. Nie widzę powodu, dla którego miałoby nie być żadnej państwowej własności. “Nie, bo nie” – to nie jest argument.
Trzeba również pamiętać, iż istnieją instytucje, które ze swojej natury nie są przeznaczone do tego, aby “generowały zyski”. Korzystają z nich wszyscy obywatele, albo przez całe życie, albo na jakimś tylko etapie, i wszyscy solidarnie powinni je utrzymywać. Taką instytucją jest na przykład szkoła – ma ona kształcić uczniów, nie zarabiać na nich. Ma też uczyć bezinteresowności w zdobywaniu wiedzy, a tego zadania nie spełni, jeśli sama będzie “interesowna”.
Konieczność “zarabiania na siebie” nie wychodzi też na dobre nauce. Zwłaszcza w reklamach widać, do czego prowadzi “pogoń za sponsorami”… Instytut “X” poleca produkt “Y” firmy “Z”. Wyniki badań Instytutu “A” potwierdzają, że najzdrowsze jest masło, natomiast Instytut “B” twierdzi, również na podstawie dokładnych analiz, iż margaryna. Co kawałek w prasie, radiu i TV podawane są informacje o najnowszych odkryciach tego typu, ale czy aby na pewno zawsze można im wierzyć?
6. “Negatywne interpretowanie problematyki socjalnej przez liberałów”, którzy zawsze niechętnie patrzą na ingerowanie państwa w sprawy socjalne pracowników. O tym już pisałam. Liczy się przede wszystkim “dobro rozwoju gospodarki”. Niektórzy nawet twierdzą, że jeśli gospodarka będzie się dobrze rozwijała, zyskają na tym także ci najubożsi. Należy zatem podejmować teraz tzw. “niepopularne decyzje”, aby później “zbierać” ich “dobre owoce”. Podobno w taki sposób gospodarka ma “służyć człowiekowi”. Tylko że koszty takiej “służby” mogą okazać się zbyt wielkie. Jeśli dla “dobra gospodarki” poświęca się życie czy zdrowie choćby jednego niewinnego człowieka, to takie “dobro” należy bezwzględnie odrzucić! Kto myśli inaczej, ma zaburzoną hierarchię wartości i mylą mu się środki z celami. Przypominam, że gospodarka jest środkiem, narzędziem, które powinno dobrze funkcjonować w rękach człowieka dla jego dobra. A ponieważ każde ludzkie działanie podlega ocenie moralnej, więc i działanie w sferze gospodarki. Tu również obowiązuje etyka! Niejeden leseferysta może by się i z tym zgodził, twierdząc, iż dlatego jest konserwatywnym liberałem, aby jego konserwatyzm kontrolował jego liberalizm. Tylko ze liberalizm w taki sposób “kontrolowany” nie jest już liberalizmem!
Wróćmy zatem do zagadnień etycznych. Piotr Jaroszyński w pracy pt. “Etyka – dramat życia moralnego” pisze, iż: “pole ludzkiego działania moralnego musi być wyznaczone przez dobro osobowe jako osobowe. Działanie, które by naruszało dobro osobowe, będzie moralnym złem, a działanie, które je respektuje – będzie moralnym dobrem”(6). Poza tym etyka rozróżnia rodzaje dóbr, ustawiając je w pewnej hierarchii. Najniżej stoi dobro przyjemne (bonum delectans), ponad nim dobro użyteczne (bonum utile), a najwyżej dobro godziwe (bonum honestum). Dobrem godziwym może być tylko byt osobowy. Gospodarka również jest dobrem, dobrem użytecznym, a zatem środkiem. Dobro użyteczne, jeśli stoi w konflikcie z godziwym, zawsze musi ustąpić! A z tego wyciągamy tylko jeden wniosek: tzw. “niepopularne decyzje”, które chcą podejmować liberałowie dla “dobra gospodarki”, jeśli stoją w sprzeczności z dobrem godziwym, są nieetyczne.
Czy to jest populizm i socjalizm, jak twierdzą liberałowie? Z całą pewnością nie! Socjalistom nigdy nie zależało na rzeczywistym dobru człowieka, nie wahali się składać ofiar z ludzi na ołtarzach swoich ideologii. Człowiek prawicy natomiast w każdej sytuacji powinien postępować etycznie. Jest jeszcze jeden aspekt, który należy uwzględnić w tych rozważaniach. Jak pisałam wcześniej, państwo to wspólnota powstała dla osiągnięcia wspólnego dobra, dobra osoby ludzkiej. Ponieważ na tym polega istota państwa, nigdy się nie zmieni, nawet gdyby lewackie rządy z całego świata powtarzały co innego. Wszelkie wypaczenia są jedynie wypaczeniami i do istoty państwa nie należą.
Do realizacji celu – dobra wspólnego – potrzebne są rozmaite środki. Jednym z nich jest polityka społeczna. Dlatego, jak słusznie zauważył w swojej najnowszej książce “Z nadzieją w przyszłość” prof. Maciej Giertych: “Polityka gospodarcza musi mieć na względzie zdrowie społeczne. Im więcej ludzi jest zadowolonych, samodzielnych, posiadających nieruchomości, gospodarujących na swoim, dorabiających się własną pracą, czujących związek między wysiłkiem a zarobkami, niezagrożonych zwolnieniem z pracy, wywłaszczeniem czy eksmisją, troszczących się o swoje sprawy bez czyjejkolwiek krzywdy, tym sprawniej funkcjonuje państwo. Ten organiczny związek polityki gospodarczej z polityką społeczną jest koniecznym elementem programu narodowego.”(7)
W kontekście życia społecznego natomiast pojawia się zagadnienie cnoty sprawiedliwości. Ma ona za zadanie “wyrobienie w nas trwałej i niewzruszonej woli oddawania tego, co innym z naszej strony się należy.”(8) Mamy zatem obowiązki względem innych ludzi (s. wymienna) oraz względem całej społeczności (s. współdzielcza). Ale i nam się coś należy od społeczności, reprezentowanej przez odpowiednie władze, a to kierowane jest sprawiedliwością rozdzielczą. Przyjrzyjmy się, co na ich temat pisze prof. Jaroszyński:
“Zasadniczo bowiem sprawiedliwość ta (współdzielcza – MZ) sprowadza się do dwóch podstawowych obowiązków spoczywających na obywatelach: jest to ofiara z majątku oraz ofiara z życia. Aby państwo mogło normalnie funkcjonować, musi posiadać odpowiednie środki finansowe, dlatego też część dochodów uzyskiwanych przez obywateli winna być przekazywana do skarbu państwa. Sprowadza się to zazwyczaj do płacenia podatków, które z pewnością nie są czymś przyjemnym, ale bez nich państwo może się załamać. (…) Ta ofiara z majątku jest więc częścią sprawiedliwości rozdzielczej, choć samo słowo ‚ofiara’ nie jest tu może najwłaściwsze, tyle że przyjęło się już w terminologii etycznej, więc nie będziemy go zmieniać.”(9)
Pojawia się jednak pytanie: skoro to wszystko jest takie oczywiste, to dlaczego człowiek nie zawsze postrzega sprawiedliwość współdzielczą jako coś dobrego? Otóż, jak twierdzi prof. Jaroszyński, ma to miejsce wówczas, gdy żyje w ustroju zwyrodniałym: “Niezrozumiała jest bowiem ofiara z majątku i życia tam, gdzie państwo zorganizowane jest nie po to, by zapewnić nam swobodny rozwój i życie szczęśliwe, ale po to, by nas wykorzystywać i zniewalać. Wówczas człowiek zaczyna wymigiwać się od podatków, unika służby wojskowej. Najlepszym przykładem zdegenerowanej formy sprawiedliwości współdzielczej jest osławiona “sprawiedliwość społeczna”, która chyba tylko z nazwy przypominała sprawiedliwość. Jej celem bowiem nie było ani dobro poszczególnych ludzi, ani tzw. ludu pracującego, lecz tylko dobro tych, którzy akurat byli u władzy. Tam natomiast, gdzie ustrój jest właściwy, uczciwe płacenie podatków wydaje się czymś naturalnym i dobrym. Państwo takie zapewnia i gwarantuje zarówno moje osobiste bezpieczeństwo, jak i osobisty rozwój.”(10)
Sprawiedliwość rozdzielcza ma miejsce, gdy bierzemy pod uwagę stosunek społeczeństwa do jednostki. Oczywiście między jednostkami nie ma równości. Ale czy osiągniemy sprawiedliwość, jeśli wszystkich ‚wyrównamy’? Tak chciała ideologia socjalistyczna. “W efekcie zaczęło się równanie ‚do dołu’, bo o ile łatwo jest bogatego pozbawić majątku, artyście zabronić tworzyć, naukowca zmusić do milczenia, o tyle trudniej jest człowieka niezaradnego nauczyć zaradności, niezdolnego – tworzyć, obiboka – studiować. Taka droga prowadzi więc donikąd, skończyć się musi powszechną pauperyzacją i upadkiem kultury. Musimy zaakceptować ten podstawowy fakt, że ludzie są różni i w tej różności niech pozostaną.”(11)
Sprawiedliwość będzie zatem polegała nie na równości, ale na równomierności: “Równomierność kieruje się względami i okolicznościami, w jakich ludzie żyją, tym, jak pracują i w jakim stopniu przyczyniają się do dobra wspólnego. Sprawiedliwość rozdzielcza pozostaje przede wszystkim w gestii tych, którzy sprawują władzę, do nich bowiem należy troska o dobro państwa, a więc i o dobro obywateli. Miara obdzielania poszczególnych ludzi różnymi dobrami jest w tym wypadku bardzo giętka i wymaga wiele roztropności.”(12)
Zupełnie nie pasuje to do współczesnej, lewackiej wizji państwa.
Po tym przeglądzie głównych założeń leseferyzmu zatrzymamy się teraz na jego podstawach filozoficznych. Został on bowiem ukształtowany na bazie określonej filozofii człowieka i państwa. Nawet jeśli w założeniach zachodzą pewne zmiany, korzenie zawsze pozostaną takie same. Oto co na ten temat mówi encyklopedia:
“Leseferyzm jest inspirowany przez indywidualizm i utylitaryzm hedonistyczny; dobro jednostki (jej interes) jest wg leseferystów jedyną miarą wartości i wyłącznym kryterium celów gosp., co rzutuje na rozumienie życia społ. i wyznacza standardy postępowania w życiu gosp.; społeczeństwo to suma arytmetyczna jednostek, zaś więź społ. to wynik umowy; stosunki zachodzące między jednostką a społeczeństwem oraz pomiędzy poszczególnymi grupami wyznacza konwencja, dlatego mogą one być dobrowolnie kształtowane na podstawie jednostronnej decyzji jednostek czy grup; ideologia l. oferuje dość łatwe recepty na życie i sukces jednostkowy”(13).
Dalej czytamy:
“Ideologia zwolenników l. opiera się na nierealnej koncepcji ustroju doskonałej wolnej konkurencji, która w rzeczywistości nie istnieje i nigdy nie zaistnieje; dzieje się tak ze względu na błędne odczytanie natury ludzkiej, w której cnotą czyni się egoizm, oraz ze względu na osobiste słabości i skłonności samych liberałów.”(14).
Błędne odczytanie natury ludzkiej! Fałszywe rozumienie państwa! Więź społeczna nie jest wynikiem umowy. A, jak za Arystotelesem powtórzył św. Tomasz z Akwinu: “Mały błąd na początku wielkim jest na końcu” (“Parvus error in principio magnus est in fine”). Dziś mało kto zwraca uwagę na korzenie liberalizmu gospodarczego, dlatego pewnie tak łatwo przychodzi akceptacja pozornego dobra, jakie z niego wynika.
Jak już wspomniałam, liberalizm krytykowany był z różnych punktów widzenia. Mnie interesuje głównie krytyka konserwatywna i katolicka.
Konserwatyści atakowali liberalną wizję człowieka, ułudę wyobrażeń o człowieczeństwie, brak adekwatnej teorii osoby, niedostrzeganie zła tkwiącego w ludziach, następstwa grzechu pierworodnego. Ch. Maurraus, XX-wieczny konserwatysta, definiując liberalizm jako doktrynę polityczną czyniącą “wolność zasadą kardynalną, podług której wszystko musi być zorganizowane i w świetle której wszystko musi być osądzane”, zauważył, że znosi ona “wolności konkretne”, zatem “liberalizm równa się despotyzm” (Liberalisme et libertes: democratie et peuple, Paris 1905) (15).
To tylko mały wycinek konserwatywnej krytyki liberalizmu. Pozostałe argumenty można znaleźć w opracowanym przez prof. J. Bartyzela haśle “liberalizmu krytyka”, w XI tomie “Encyklopedii Białych Plam”. Tutaj podam jeszcze jeden tylko argument przemawiający za tym, iż nie można pogodzić liberalizmu z konserwatyzmem. Jak słusznie zauważył jeden z użytkowników forum konserwatyzm.pl: “Założeniem leseferyzmu jest, że pracownicy i pracodawcy przenoszą się tam, gdzie jest możliwość najbardziej efektywnego wykorzystania zasobów w celu osiągnięcia max. zysku. W związku z tym rozbija się tradycyjną rodzinę. Ojciec rodziny w poszukiwaniu pracy przenosi się np. z jednego stanu do innego, by tam pracować. Nie ma realnego kontaktu z rodziną. Małżeństwa amerykańskie, co potwierdzają badania, są czymś nietrwałym. Kościół katolicki de facto godzi się tam na rozwody, bo małżeństwo jest właściwie traktowane tutaj jak kontrakt. Być parę razy rozwiedzionym to tam nic wielkiego. Podobny model promuje się w krajach Unii Europejskiej. Jednostka, w myśl idei liberalnej, staje się atomem, który jest ważny o tyle, o ile jest obiektem wzmożonej konsumpcji. Leseferyzm jest więc z założenia antykonserwatywny.”(16)
Krytyka katolicka jest bardzo podobna do konserwatywnej i dotyczy zarówno liberalizmu w ogóle, jak i tego gospodarczego. Nie oznacza jednak potępienia wolnej przedsiębiorczości ani własności prywatnej, wręcz przeciwnie – papieże zalecali jej ochronę, umacnianie i upowszechnianie. Przestrzegali również, zgodnie z zasadą pomocniczości, przed nadmiernym interwencjonizmem, wtrącaniem się biurokracji w nie swoje sprawy.
Najostrzej przeciwko liberalizmowi gospodarczemu wystąpił Pius XI w encyklice “Quadragesimo anno”. I on nie krytykuje każdej teorii broniącej wolności gospodarczej, ale tę, która absolutyzuje zasady wolnej konkurencji i kieruje się błędną etyką utylitaryzmu. Nie odrzuca również kapitalizmu, który nie jest ani dobry, ani zły, bezwzględnie natomiast odrzuca socjalizm:
“Niczego się przy tym Papież nie spodziewa ani od liberalizmu gospodarczego, ani od socjalizmu; pierwszy bowiem okazał się niezdolnym do sprawiedliwego rozwiązania kwestii społecznej, a drugi doradza lekarstwo, które jest stokroć gorsze od choroby i ludzkość wtrąciłoby w większe jeszcze niebezpieczeństwo.”
“Odnośnie do obowiązku władzy państwowej Leon XIII, zrywając śmiało z ograniczeniami narzuconymi jej przez liberalizm nie wahał się uczyć, że władza państwowa nie powinna zadowalać się tylko rolą strażniczki praw i porządku prawnego, ale że raczej ze wszystkich sił winna się starać o to, by za pośrednictwem systemu praw i urządzeń sam ustrój i zarząd państwa sprzyjał dobrobytowi tak powszechnemu, jak jednostkowemu, że tak jednostkom, jak rodzinom należy zostawić swobodę działania, o ile oczywiście pozwalają na to dobro publiczne i prawa drugich, że obowiązkiem władzy państwowej jest ochrona społeczeństwa i jego części składowych, lecz że przy obronie praw osób prywatnych trzeba uwzględniać interesy przede wszystkim ludzi słabych i biednych. Warstwa bowiem bogatych dostatkami obwarowana mniej potrzebuje opieki państwa; klasy natomiast ubogie pozbawione ochrony, jaką daje majątek, szczególniej tej opieki potrzebują. Dlatego państwo powinno bardzo pilnym staraniem i opieką otoczyć pracowników najemnych, stanowiących masy ludności biednej”.(17)
Leseferyści, aby jakoś uporać się z problemem niezgodności ich ideologii z nauczaniem Kościoła, twierdzą, iż wypowiedzi papieży nie są dla nich wiążące, bo dotyczą kwestii gospodarczych, ekonomicznych, na których Głowa Kościoła nie musi się znać. Owszem, nie musi. Ale też w tych kwestiach się nie wypowiada! Nie wypowiada się ani o budżetach, ani o rezerwach walutowych, ani o PKB. Przypomina jedynie, że każde działanie człowieka podlega ocenie moralnej, również działanie w sferze gospodarki! Że to człowiek ma czynić sobie ziemię poddaną, a nie słuchać ślepych mechanizmów, które zresztą sam wytworzył. Że użyteczność, choć jest istotna, nigdy nie może być najważniejszym kryterium, więc katolik nie może kierować się w życiu błędną etyką utylitaryzmu. Owszem, działanie powinno być skuteczne, ale nie przede wszystkim i nie za wszelką cenę!
Na koniec spróbuję jeszcze odpowiedzieć na pytanie postawione przez jednego z użytkowników forum konserwatyzm.pl: “Jeśli nie liberalizm gospodarczy, to co?”. Ciekawe, że pytanie to powtarza się dość często, w różnych odmianach. Ostatnio w wersji: “Jeśli nie Unia, to co?”. Mamy tu ukrytą sugestię, że właściwie alternatywy nie ma, a jeśli jest, to tylko jedna, najgorsza. Jeśli nie UE, to Białoruś. Jeśli nie liberalizm, to socjalizm. Nie ma nic bardziej mylnego! Jak pisze Adam Doboszyński w swoim dziele “Gospodarka narodowa”: “Zbyt często słyszy się w Polsce żałosne stwierdzenie, że mamy do wyboru tylko dwie możliwości: kapitalizm lub bolszewizm. Twierdzenie to nie tylko żałosne, lecz przede wszystkim nieprawdziwe. Dylemat, przed którym stoimy, brzmi albo materializm (którego współczesne dwa wcielenia zwą się kapitalizmem wzgl. marksizmem) – albo ustrój narodowy.”(18)
Dlatego jedynym, najlepszym rozwiązaniem dla Polski, jest ustrój narodowy, według koncepcji Adama Doboszyńskiego: “Ustrój chrześcijański, oparty na uwłaszczeniu mas, czyli na stworzeniu możliwie jak największej ilości samodzielnych warsztatów, z natury rzeczy opierać się musi na daleko idącej swobodzie gospodarczej. Wolność gospodarcza jednostek, przy planowości moralnej społeczeństwa – to definicja najbardziej może ujmująca właściwy stan rzeczy. Mówiąc stylem ekonomistów, będzie to umiarkowany interwencjonizm, o założeniach moralnych, a nie gospodarczych.”(19). Podobne rozważania znajdziemy u prof. Romana Rybarskiego, który wymieniając sfery działalności państwa, pisał: “Drugi rodzaj działalności państwa w dziedzinie gospodarczej, to działalność uzupełniająca wolną gospodarkę. W niektórych wypadkach, co uznawali nawet starzy liberałowie, zawodzi prywatna inicjatywa. Nie zbuduje ona portu, nie ureguluje rzek, ani nie przeprowadzi sieci kanałów wodnych. Lasy w rękach państwa zabezpieczają przed deforestacją. Niekiedy z powodów pozagospodarczych, np. ze względu na obronę kraju, państwo zakłada i prowadzi przedsiębiorstwa fabryczne, np. fabryki amunicji. Państwo występuje wtedy jako przedsiębiorca, robi różne inwestycje. (…) Po trzecie państwu przypada rola kierownicza w gospodarstwie narodowym. Państwo zakreśla ramy, w których rozwija się wolna działalność gospodarcza. Państwo przez zewnętrzną politykę handlową umacnia wewnętrzne węzły gospodarstwa i ogranicza je na zewnątrz. Państwo koordynuje samorzutne ruchy różnych dziedzin wytwórczości, wprowadza równowagę między warstwami społecznymi. Państwo tą swoja działalnością nie wyklucza prywatnej inicjatywy, lecz ją kieruje w łożyska, których wymaga szerszy interes narodowy. Nie wprowadza tzw. gospodarstwa planowego, lecz urzeczywistnia swój plan rozwoju narodowego gospodarstwa.(…)”.
Czy jest to socjalizm? Zdecydowanie nie! Nie jest to również liberalizm i dlatego właśnie takiego programu teraz potrzebujemy najbardziej.
Bibliografia:
1.“Encyklopedia Białych Plam”, Radom 2003, s.69.
2.Opracowane na postawie “Encyklopedii Białych Plam”.
3.Paweł Skrzydlewski, “Rola filozofii w życiu społecznym”, w:
4.“Encyklopedia Białych Plam”, Radom 2003, s. 70.
5.Ibidem.
6.Piotr Jaroszyński, “Etyka – dramat życia moralnego”, w: “Wprowadzenie do filozofii”, Lublin 1999, s. 527.
7.M. Giertych, “Z nadzieją w przyszłość”, Warszawa 2005.
8.Piotr Jaroszyński, “Etyka – dramat życia moralnego”, w: “Wprowadzenie do filozofii”, Lublin 1999, s. 563.
9.Ibidem, s. 565.
10.Ibidem, s. 566.
11.Ibidem, s. 571.
12.Ibidem.
13.“Encyklopedia Białych Plam”, Radom 2003, s. 71.
14.Ibidem, s. 72.
15.Ibidem, s. 114.
16.www.konserwatyzm.pl
17.Papież Pius XI, Quadragesimo anno. ENCYKLIKA O ODNOWIENIU USTROJU SPOŁECZNEGO I O UDOSKONALENIU GO WEDŁUG NORMY PRAWA EWANGELII, http://ekai.pl/bib.php/do…esimo_anno.html
18.A. Doboszyński, „Gospodarka narodowa”, Wrocław, s. 5.
19.Ibidem, s. 19.
20.R. Rybarski, “Podstawy narodowego programu gospodarczego”, 1934, str. 43-44.
20 kwietnia 2014 o 01:58
„Liberalizm jest bowiem najstarszą formą socjalizmu.”
W takim razie nacjonaliści przyjmując dystrybucjonizm i inne socjalistyczne modele, przyjmują również rdzeń ideowy socjalizmu – równość, nie wybieracie hierarchii i boskiego porządku, jesteście najzwyklejszymi anarchistami. Nie macie nic wspólnego z nacjonalizmem, prawdziwy nacjonalista może być tylko i wyłącznie kapitalistą, warunkiem jest zrozumienie podstawowych prawd ekonomii.
29 października 2018 o 19:04
Bzdury, normalnym jest że każdy nacjonalista chce wyrównać w jak największym stopniu ekonomiczny poziom życia wszystkich ludzi bez ubożenia całego społeczeństwa, a jeśli uważa się to za egalitaryzm to ma się płytkie pojęcie na temat społeczeństwa, bo poparcie dla nieliberalnych/niekapitalistycznych form gospodarki (korporacjonizm, dystrybucjonizm, socjalizm etc.) nie oznacza poparcia dla egalitaryzmu politycznego, czy społecznego. Przywódcy, elity, czy też inteligencja nie powinny być z charakteru burżujami tylko siłą przewodnią narodu, jeśli się tego nie pojmuje to nie powinno się wypowiadać na te sprawy, bo moje wrażenie na ten komentarz (co prawda stary, ale znaczenie ponadczasowe) jest takie, że autor po prostu za przeproszeniem robi kurwę z logiki
26 września 2019 o 15:49
„rdzeń ideowy socjalizmu – równość”
A ja myślałem, że rdzeniem ideowym socjalizmu jest walka z wyzyskiem burżuazyjnym poprzez uspołecznienie środków produkcji…
A podstawowym paradygmatem dystrybucjonizmu jest własność prywatna, a dokładnie to jej rozpowszechnienie.
WolnomularzPolski chciał zabłysnąć, a wyszedł na kompletnego ignoranta.
Oczywiście oba systemy (socjalizm i dystrybucjonizm) łączy wspólna cecha – reprezentowanie jak największych rzesz narodu, co zbliża je do nacjonalizmu.
Oczywiście kapitalizm nie jest żadnym boskim porządkiem i niejedne fragmenty Biblii o tym mówią („prędzej wielbłąd wejdzie przez ucho igielne niż bogacz do Królestwa Niebieskiego”). Poza tym kapitalizm zakłada ekonomizm, co prowadzi do kultu pieniądza i zysku, prowadzi do zwykłej idolatrii biznesu.
14 maja 2014 o 15:08
Widzę że korwino-gimbaza chce się popisać inteligencją a nawet nie ma zielonego pojęcia na czym polega dystrybucjonizm. A kończy się zawsze tym samym czyli onanizowaniem się wolnym rynkiem i ta wspaniałą wszechmogącą niewidzialną ręką rynku.
8 grudnia 2014 o 16:37
Troche niescislosci w tym tekscie jest. Chociazby odwolywanie sie do niewidzialnej reki rynku, a potem mowienie, ze jednak jest widzialna. No jest widzialna. Rynek to nie jest jakies wymyslone cos, tylko ogol ludzkich dobrowolnych dzialan i relacje miedzyludzkie, ktorych celem jest obustronny zysk. Czlowiek nie zawsze kieruje sie rozumem (mozna wskazac wielu idiotow zyjacych posrod nas), wiec czlowiek sam z siebie staje sie przedmiotem? Co do zwolnien ludzi. Zapomniano dodac, ze kapitalizm zawsze dazy do zmniejszania miejsc pracy, z tym, ze wolna konkurencja i nieskrepowane wchodzenie na rynek sprawia, ze istnieja setki tysiecy, a nawet miliony przedsiebiorstw, ktore potrzebuja pracownikow. Nowo powstajace firmy beda potrzebowaly pracownikow, do czasu az rynek nie bedzie zapelniony. Jednakze rozwoj technologiczny bedzie generowal nowe galezie przemyslu, ktore rowniez beda potrzebowaly nowych miejsc pracy, oczywiscie do czasu az panstwo swoimi interwencjami nie zacznie krepowac inwestycji kapitalowych w nowe technologie i stwarzac bariery wejscia na rynek (podatki, daniny, zusy i inne przymusowe scierwo). Zawsze mozna sie przebranzowic albo isc pod kosciol zebrac. Nie ma przepros. Z korwinizmu i wiary w krula wyroslem. Gimbaze skonczylem dawno temu.